Stanisław Radwan - przedwojenny zawodnik sekcji ciężkoatletycznej Wisły Kraków
W 1987 roku wyjechałem do mojego Ojca do USA. Mieszkał w Cleveland w Ohio. Na jesieni tego roku Ojciec wiedząć, że trenuję sztuki walki powiedział mi, że zaprosił wieczorem do domu kolegę, który nazywa się Stanisław Radwan i jest najsilniejszym człowiekiem na świecie. Usłyszałem również że jest byłym zapaśnikiem. Wieczorem przyszedł starszy Pan ubrany w elegancki garnitur. Ojciec przedstawił mnie i wymienił kilka zdań z Radwanem, żeby mi coś pokazał. Nie miałem zielonego pojęcia o co chodzi. O Stanisławie Radwanie nigdy przedtem nie słyszałem. Poprosił mojego Ojca o 25 centówkę. Ojciec wyjął z kieszeni 25 centów i podał je Radwanowi. Radwan wziął je w palce, dwa razy jęknął i rzucił zgiętą monetę na pół na środek stołu. W pierwszej chwili pomyślałem , ale lipa. Wziąłem monetę do ręki, a ona była gorąca. Stanisław Radwan w 1987 roku miał 79 lat. Następnie porosił Radwana aby pokazał mi żęby. Nie mogłem w to uwierzyć. Zobaczyłem na górze i na dole dwa rzędy białych zdrowych zębów. Razem było ich 64. Stanisław Radwan powiedział, że jego siostra ma takie same wynaturzenie. Opowiadał , że chodził do pewnego baru, w którym mężczyźni zakładali się kto zegnie 25 centówkę. Oczywiście Stanisław Radwan brał udział w tych zakładach. Znaleźli się tacy, którzy potrafili zgiąć też 25 centów. Kolejny zakład był kto potrafi z powrotem ją rozgiąć. I niestety tylko potrafił zrobić to Stanisław Radwan.
W Cleveland był członkiem społecznej, ochotniczej formacji policji. Opwiadał , że któregoś dnia czterch policjantów przyprowadziło na posterunek mężczyznę. Był tak agresywny, że ich czterech nie dawało mu rady. Radwan podbiegł do męzczyzny złapał go palcami za rękę i ścisnął. Ból był tak wielki, że potulnego jak baranka odprowadził do celi. Niedługo później Radwan zaprosił mnie do swojego domu. Mieszkał skromnie. Cały pokój był obwieszony różnymi wycinkami z gazet z różnych lat, na których przedstawione były jego wyczyny. Zmarł w 1998 roku w wieku 90 lat.
http://historiawisly.pl/wiki/index.php?title=Stanis%C5%82aw_Radwan
http://www.dobroni.pl/rekonstrukcje,chluba-floty-stanislaw-radwan,9037.html
Śnieg padał bez przerwy od 12 godzin, największa śnieżyca wieku. Meteorolodzy z Cleveland doradzali, aby nie opuszczać domu. Przed świtem w ciemności zimowego poranka, Stanisław Radwan stał po kolana w śniegu klnąc meteorologów po polsku - "Do diabła jak śmiecie mi kazać, abym został dzisiaj w domu". Był to piątek i pan Stanisław miał dać wypłatę swoim pracownikom. Gdyby pojawił się chociaż jeden z robotników i nie zastał Stanisława - straciłby twarz.
Radwan wyczyścił ścieżkę i zapalił motor wielkiej Grenady. W tym momencie olbrzymia hałda śniegu zwaliła się na samochód grzebiąc go po same osie. Teraz Radwan był naprawdę wściekły. Jego przeklinanie stawało się coraz głośniejsze i coraz bardziej wymyślne. Wyskoczył więc z samochodu zdjął z siebie płaszcz i chwyciwszy tylni zderzak w swe wielkie dłonie podobne do dwóch olbrzymich kawałków szynki, wyniósł Grenadę z zaspy.
Pewna starsza dama przyglądająca się zajściu z poza koronkowych zasłon w oknie, zawiadomiła stację telewizyjną o tym, że jakiś szalony superman przestawia samochody w okolicy Wschodniej 59. Nieco później tego dnia pewien producent filmowy zadzwonił do Radwana prosząc go, aby powtórzył swój wyczyn dla popołudniowych wiadomości telewizyjnych. Pokusa była duża, ale pan Stanisław, obecnie 82-letni, zdawał sobie sprawę, że był to nagły przypływ złości, który uwolnił w nim tego ranka nadludzkie wręcz siły.
Przypomnijmy jeszcze, że to zdarzenie miało miejsce kilkanaście lat temu. W przeszłości, kiedy był w pełni sił pokaz taki byłby dla niego błahostką. W tym przypadku obawiał się jednak, że może się przeforsować. Ten cały epizod już kosztował go trochę pieniędzy - 28 USD za zszycie płaszcza, który rozdarł w przypływie gniewu i 75 USD za reperację uszkodzonego samochodu. Odpowiedział więc reżyserowi - "Nie" - czując, że czas jego występów przeminął.
Była to jednak bolesna odmowa. Przez 40 lat pan Stanisław był najsilniejszym człowiekiem świata. Koniec z występami oznaczał koniec popisów na łóżku nabitym żelaznymi gwoździami, podczas gdy ochotnicy z widowni układali na jego klatce piersiowej 100- funtowy balast, koniec przegryzania na dwie części stalowych prętów, koniec łamania żelaznych podków końskich, czy też rozrywania grubych żelaznych łańcuchów. Koniec aplauzu.
Dzisiaj pan Stanisław żyje ze swoimi wspomnieniami w wynajętym pokoju. Wspomnienia zamknięte są w dwóch teczkach. Są to złote medale przywiezione z większości europejskich stolic, wycinki z gazet, plakat z Hollywood reklamujący film, który nie miał szczęścia wydostać się poza sztywna granicę reklamy.
Ten film miał być historią życia Radwana graną przez niego samego. Producenci nadali mu roboczy tytuł "Atomowy człowiek". Scenariusz zaczynał się sceną, w której Radwan po raz pierwszy uświadomił sobie swą nadludzką siłę - jako ośmioletni chłopiec został niesłusznie skarcony przez swego surowego ojca; oburzony taką niesprawiedliwością, podniósł ojca wysoko ponad swoją głowę ze słowami - "...nie życzę sobie, abyś kiedykolwiek mnie tak karał...". W tym samym filmie miała być przedstawiona historia aresztowania przez Niemców w 1939 roku i jego ucieczki z obozu koncentracyjnego po obaleniu gołymi rękami muru więziennego. Film ten nigdy jednak nie został nakręcony i nawet pan Stanisław nie rozumiał dlaczego. Nie posiadając dobrej znajomości języka angielskiego, z pewnością nie potrafił wyczuć subtelności w negocjacjach pomiędzy jego agentem a rekinami Hollywood. Radwan podejrzewał, że oszukał go jego własny agent, a nie byłoby to pierwszy raz.
Pewnego razu inny agent namówił go na udział w pokazie w Detroit. Zapewnił go, że zarobi mnóstwo pieniędzy rozdając autografy, które będą sprzedawane po dolarze za sztukę. Pan Radwan zgodził się na ten plan, niczego nie podejrzewając, a nieuczciwy agent zagarnąwszy wszystkie zdjęcia z autografami mistrza ulotnił się. Tym razem drogę powrotną do Cleveland odbył Radwan autostopem.
Miejscem zamieszkania pana Radwana jest polska dzielnica w Cleveland zwana Warszawą. Dzielnica ta jest tak niewielka, że wszyscy się tutaj znają. Ludzie ci są związani wspólnym językiem, małżeństwami oraz bliskim sąsiedztwem. Skarbnicą wiedzy o historii tej enklawy są stare kobiety w charakterystycznych chustkach babuszkach zawiązywanych na głowie. Kobiety te śledzą losy emigrantów z Polski. Jedyną zagadką jest dla nich Radwan. Mistrz chętnie opowiada o swoich osiągnięciach i medalach zdobytych w ciągu trzydziestu lat swego pobytu w USA, ale nigdy nie wspomina o rodzinie pozostawionej w Polsce. Pewien jego znajomy wyjaśnia, że to z powodu przebytej wojny. W latach trzydziestych w Europie ludzie musieli nauczyć się jak być ostrożnymi. Nikt nigdy do końca nie wiedział, kto jest jego przyjacielem, a kto wrogiem, nawet w najbliższej rodzinie. Radwan nosi przy sobie trzy portfele, aby móc w nich pomieścić wszystkie swoje karty członkowskie. Radwan należy do pięćdziesięciu zrzeszeń polskich, trzech polskich parafii oraz do dwóch towarzystw śpiewających. W ciągu tych wszystkich lat pobytu w Ameryce stał się honorowym członkiem większości tych stowarzyszeń. Radwan był człowiekiem niezwykle szarmanckim, zawsze całował damy w ręce, obdarzał je bajecznymi komplementami w języku niemieckim lub francuskim, których to nauczył się będąc oficerem polskiej floty morskiej. Jest osobą rzucającą się w oczy swą imponującą postawą, przystojną ciemnawą twarzą o ciemnych włosach i zadziwiająco błękitnych oczach. Wszystkie młode damy pragnęły zawsze z nim tańczyć, a on je do tego zachęcał. Jedynie od swoich sąsiadów zdawał się nieco stronić, stając się oschłym i zamkniętym w sobie. Rzadko można go było spotkać w hałaśliwych polskich tawernach, jako że nie pił i nie palił. W tawernach gdzie tak często wybuchały drobne bijatyki. Radwan był zresztą najsilniejszym człowiekiem świata i nie potrzebował nikomu tego udowadniać w bijatykach.
Wracając jednak do czasów, gdy Radwan walczył zarobkowo, a przez dwadzieścia lat nigdy nie został pokonany; często zdarzało się, że przeciwnik zaraz po przywitalnym uściśnięciu ręki z mistrzem rezygnował dobrowolnie z walki - na ringu Radwan odznaczał się zawsze niezmiennym świetnym humorem. Pewnego wieczoru jednak w Michigan, w trakcie spotkania z rosyjskim atletą-zapaśnikiem, który nazywał go "śmierdzącym Polakiem" Radwan stracił cierpliwość. W szale wściekłości obalił przeciwnika na matę i tak go przyciskał nie patrząc na protest publiczności i sędziego, że Rosjanin wyzionął ducha. Od tego czasu mistrz zaprzestał walk zapaśniczych. W ciągu wszystkich tych lat spędzonych w Cleveland tylko dwie osoby były mu naprawdę bliskie - pewien staruszek i jego o wiele młodsza żona. Radwan uważał ich za rodzinę. Jednak ludzie plotkowali, kiedy Radwan za przyzwoleniem staruszka zabierał jego młodszą żonę na tańce. Za to dzieci w Warszawie uwielbiały tego cichego olbrzyma. Często zatrzymywały go na ulicy prosząc, aby zademonstrował im muskuły albo jakąś sztuczkę, którą wcześniej widziały w programie telewizyjnym pod tytułem "Sam prosiłeś o to". Nawet dziś Radwan potrafi zrobić sztuczkę z dwudziestopięciocentówką zginając ją na pół albo przegryzając zębami. 82-letni Stanisław Radwan wykonuje te sztuczki już bardzo rzadko, gdyż przy zgięciu monety trzeba (jak mówi) wstrzymać oddech na czas jej zgięcia, co w tym wieku mogłoby być dla niego szkodliwe.
Przez okres dwudziestu lat Radwan pracował w wydawnictwie Cuyahoga County, ale trudno jest określić dokładnie co tam robił. Jego biuro to nisza o powierzchni czterech stóp kwadratowych w tylnym korytarzu, w podziemiu, którego jedynym umeblowaniem jest biurko i obrazek Matki Boskiej. Wśród populacji Cleveland Polacy są największa enklawą głosującą w wyborach. Dlaczego też Radwan z jego wielką popularnością wśród swych ziomków, był nieocenioną zdobyczą dla polityków. Były Burmistrz Ralph Perk wygrał wybory dzięki poparciu grup etnicznych. Perk mianował Radwana na pozycję swojej straży przybocznej. Radwan był nieodłączną postacią wszelkich występów publicznych Burmistrza. Do dziś zresztą posiada karty prezentacyjne, na których figuruje jako obrona specjalna Burmistrza. Dzisiaj dni jego wielkości przeminęły, a w pamięci tamtej generacji wyborczej pozostało zaledwie mgliste wspomnienie o Radwanie. Dzisiejszy Burmistrz rzadko ucieka się już do jego pomocy.Ze wszystkich burmistrzów jakim służył, najbardziej lubił Radwan Dennisa Kucinicha, któremu pomógł w karierze politycznej rekomendując go polskim wyborcom ze swojego okręgu. Kucinich nie zapomniał tego gestu, o czym świadczył fakt, iż przybył na pogrzeb owej starszej pary, która tak bardzo była kochana i szanowana przez Radwana. Owa bolesna strata przyjaciół wywarła na nim niezwykle głębokie piętno i zmieniła go bardziej niż własna starość.
Spowolniał i stał się jakby bezradny. Codziennie można zobaczyć mistrza jak idzie do swego małego biura, ale już nie dokonuje inspekcji stacji benzynowych i sklepów, jak w przeszłości kiedy był inspektorem Urzędu Miar i Wag. Wciąż jeszcze naddaje przez radio program w języku polskim i wciąż pisuje artykuły do dwóch polskich gazet. Uczęszcza też dwa lub trzy razy w tygodniu na spotkania polskich stowarzyszeń, a politycy ciągle zabiegają o jego przyjaźń. "Hello Staś" - witają go, kiedy widzą go na ulicy - "...gdzie żeś się ukrywał cały ten czas...". Często zapraszają go na różnego rodzaju imprezy, ale Radwan wybiera raczej spokój własnego pokoju. Jest to bardzo małe pomieszczenie skrupulatnie wyczyszczone, jako że Radwan jest osobą nader formalną. Nawet będąc sam w pokoju nosi marynarkę i krawat, a kiedy przychodzą znajomi, kapą z łóżka nakrywa kartony w których przechowuje swoje pamiątki. Robi to jakby chciał je ukryć przed wzrokiem zbyt ciekawych i zachować wyłącznie dla siebie.
Niekiedy w samotności wydobywa je z pudeł i przegląda stare zdjęcia i wówczas rzeczywistość miesza się z fikcją, ze scenariuszem hollywoodzkim. I nawet sam mistrz nie wie już co naprawdę się wydarzyło, a co tylko mogło się wydarzyć. Pewien fakt jednakże, który wydarzył się w Bergen - Belsen Radwan zapamiętał bardzo dokładnie. Do opisanego poniżej zdarzenia wielu czytelników odniesie się być może z niedowierzaniem. Ale, że nie z samych sceptyków świat się składa, przytaczamy ów epizod z ostatniej wojny. A było to tak:
Sam Hitler odwiedził obóz jeniecki, aby osobiście zobaczyć polskiego siłacza, który gołymi rękami obalił mur więzienia, zanim straże pojmały go i ponownie osadziły w obozie. Hitler stojąc przed nim rozkazał, aby przyjechał na występy do Berlina. Na co Radwan odparł: "...Pan zabija moich braci w Polsce i prosi mnie Pan występ?!? NEIN..."
We wspomnieniach Radwana, w tym momencie jakiś strażnik pochwycił go i włożył mu do ust odbezpieczony pistolet. Niewiele myśląc Radwan ścisnął zębami lufę pistoletu i bardzo zaczerwieniwszy się z wysiłku, po kilkudziesięciu sekundach wypluł kawałek metalu - widząc to, Hitler ze śmiechem darował mu życie i rozkazał dawać mu dodatkowe porcje jedzenia. Sceptyków zapewniamy, że ta niecodzienna scena miała licznych świadków. W obozie koncentracyjnym byli ludzie, którzy twierdzą, że obecność Radwana wśród nich, pomagała przetrwać wszystkim więźniom te okrutne czasy. Pewien Polak, który po wojnie wyemigrował do Chicago, napisał kiedyś do Radwana - "...dzięki Bogu, Stasiu, że strażnicy bali się ciebie, tylko to dało nam szansę przeżycia...".
Radwan samymi tylko palcami plótł z czterocalowych gwoździ łańcuszek, potem wsadzał taki gwóźdź do ust i przegryzał go w kilka sekund, przegryzał monety jakby były z ciasta. "Bo ja mam, proszę Pana, dwa rzędy zębów" - co mówiąc otworzył usta, a ja dokonałem inspekcji podziwiając 64 krótkie, ale białe jak śnieg, zdrowiusieńkie zęby w dwóch szeregach... "Moja siostra ma także 64 zęby" - dodał z dumą Pan Radwan.
Historie swojego życia zakończył opowiadaniem - " ... kiedyś, a było to w Krakowie, mój przyjaciel zaprosił mnie na swój ślub, ale nie poszedłem, bo nie miałem grosza przy duszy, żeby kupić prezent.Minęło parę dni i natknąłem się na niego, jak szedł z młodą żoną po Plantach. Nie mogłem ich uniknąć, więc mówię - chodźcie ze mną do bramy domu. Weszliśmy, a z drugiej strony bramy była klamka mosiężna. Odgryzłem te klamkę i dałem młodej parze - to jest ode mnie prezent ślubny - mówię - na inny mnie nie stać. Bardzo się ucieszyli...."
Gratulujemy Panu Radwanowi zasłużonej sławy.